Pierwszy dzień pobytu Buzza u nas ma się ku końcowi-pora na wyczerpujący raport

- Zapoznanie z dziećmi przebiegło równie gładko, jak z nami-zero stresów i napięć i trochę psiastek na zachętę. Jedyny dramatyczny moment nastąpił, kiedy Hela (która rano kontaktuje słabo) po przebudzeniu zobaczyła nowego domownika pierwszy raz-i z zaskoczenia wskoczyła na kanapę

Dzieci są absolutnie zachwycone, chętnie pomagają mi we wszystkich obowiązkach związanych z psem (a nuż im tak zostanie?) i entuzjastycznie się z nim bawią (sama jego obecność jest taką atrakcją, że obtańcowują go na różne sposoby i nie przeszkadza im wcale, że kawaler niespecjalnie się angażuje w zabawę

). Wiedzą, co powinny robić, co mogą, a co nie-jedyne, czego musimy pilnować, to żeby nie podkarmiały go po kryjomu smaczkami, bo najchętniej nagradzałyby go za absolutnie wszystko

- Zapoznanie z kotem przebiegło... na razie przez szybę. Kiedy przyjechaliśmy, kocica była poza domem (w lecie spędza dużo czasu w terenie), a jak się pojawiła w nocy i zażądała wpuszczenia do domu, Buzz ją obszczekał przez oszklone drzwi (był to drugi raz, kiedy słyszeliśmy jego szczekanie-pierwszy nastąpił, kiedy coś mu się przyśniło. Odgłos idealnie pasuje do jego powierzchowności

). Sytuacja powtórzyła się rano i kocica na razie trzyma się na dystans-ale będziemy nad tym pracować. Wiem, że u Danutki Buzz bezproblemowo koegzystował z kotem, ale może przeprowadzka jakoś go zmieniła-bo na widok innych kotów z okolicy, łażących po płocie ogródka, też szczekał...)
- Zapoznanie z innymi okolicznymi zwierzakami... właściwie trudno nazwać zapoznaniem. Z jednym z osiedlowych psów (który nas zawsze przedtem obszczekiwał, a na niego nawet nie mruknął) zawarł znajomość pokojowo, psy szczekające na niego przez płoty podczas spaceru nie wzbudziły w nim żadnych emocji.
- Zabiegi pielęgnacyjne (czyszczenie fałdki, smarowanie noska i przemywanie ślepek) zniósł z godnością, chociaż bez entuzjazmu. Jedyny przykry incydent miał miejsce przy czesaniu-na razie mamy taką dużą rękawicę z gumowymi wypustkami i kiedy ją założyłam i podeszłam do pieseła z uniesioną ręką, aż się skulił na chwilę... Serce mi się ścisnęło-wygląda na to, że w poprzednim życiu ktoś na niego rękę podnosił

Ale to był jedyny raz, kiedy zaobserwowałam coś takiego, samo czesanie wyraźnie sprawiało mu przyjemność, a jutro mają nam dostarczyć zamówiony furminator-może spodoba mu się bardziej.
- Zabawki mogłyby właściwie nie istnieć. Piłki dzieci łaskawie zauważa, ale nie mieszczą mu się w pysku, specjalną psią piłkę ignoruje, a na widok zabawki z liny, którą bardzo mi dla niego polecano, robi niepewną minę. Albo jest zbyt dojrzały na takie rzeczy, albo nie trafiliśmy jeszcze w jego gust

- Już wiem, jak długo trwała skrucha po wczorajszym incydencie z zasłonami (do chwili, kiedy się zorientował, że w drugim pokoju są takie same

). Potem przerzucił się na stołki kuchenne-i na tym na razie poprzestał (może dlatego, że na razie podwinęłam zasłony-ale już od południa spokój!). Za to jak nie mógł się doczekać wieczornego spaceru, sam grzecznie wyszedł do ogródka (który, póki co, chętniej ogląda przez szybę) i "dwójkę" zrobił na trawkę-czyli kuma, o co chodzi

- Dorobił się w ciągu dnia dziesiątków wariantów swojego imienia, z których wszystkie ignoruje z równym wdziękiem

Mam wrażenie, że w tej kwestii jest jak kot: wie, o co nam chodzi, kiedy go wołamy, ale reaguje zależnie od nastroju-przychodzi, ogląda się za siebie, żeby sprawdzić do kogo mówimy-albo się kładzie z miną "nie wstanę, tak będę leżał"

Na spacerach czasami znienacka puszcza się truchtem-ale udział w moich treningach nordic walking na razie mu chyba nie grozi

- Dzisiejszy upał go trochę zmęczył (jak wszystkich), ział i pił jak smok, ale oddychał nienajgorzej, zdecydowanie ciszej niż wczoraj.
-W ogóle - w porównaniu z wczoraj, czy nawet z dzisiejszym porankiem, wyraźnie się rozluźnił. Nie reaguje już tak mocno na każdy nasz ruch, nie krąży po domu, więcej czasu spędza, odpoczywając spokojnie (na tyle, na ile to możliwe przy dzieciach w pobliżu

), ogonek przez większość czasu nosi w górze-oby tak dalej... (U ludzkiej części rodziny emocje nadal szaleją-ale same pozytywne!)
- Jego widok wywołuje bardzo żywiołowe reakcje-moje ulubione do tej pory to okrzyk mojej babci "O matko przenajświętsza!" i wywód sąsiada, który chciał powiedzieć dzieciom coś miłego i stwierdził, że nasz piesek wygląda jak buldog francuski. Słusznie oburzona Hela odpowiedziała: ale w środku jest mopsem!!!

Mam nadzieję, że wyczerpujący raport nie wyczerpał czytelników

Żegnam się na dzisiaj i pozdrawiam wszystkich od całej rodzinki i Buzza/Bazylka/Bazyliszka, który słodko śpi tuż obok. Dobrze nam razem!