Witajcie Kochani!
Trochę nas nie było, ale przez akcję z ropo i szereg zabiegów Jadźki, trochę mieliśmy zamieszania.
Od początku:
W piątek rano przed operacją, pojechaliśmy jeszcze do doktora Macieja Staszczyka, który przyjechał z Wrocławia na konsultacje w jednej z Klinik. Pan doktor jest kardiologiem, podobno bardzo dobrym, Jadzia miała zrobione echo serca przed operacją. Ciężko było bardzo ją zbadać, bo się bała i bardzo głośno oddychała. Jednak po kilku próbach i pomocy Pań z Lecznicy, udało się. Jadzia na zdrowe serduszko, jednak Pan doktor zwrócił uwagę, by powtórzyć badanie tarczycy (Jadzia niby mieści się w normie), gdyż jeden wskaźnik, wskazywałby, ze z tą tarczycą może być coś na rzeczy.
Zostawiliśmy Jadzie w Centrum Zdrowia Małych Zwierząt, ze względu na ogólny stan Jadzi (ropomacicze, zrosty po ciąży i otyłość), operował ją szef kliniki doktor Starczewski. Zadzwonił do mnie po zabiegu, że wszystko się udało i zdążył nawet zrobić Jadzi oczka. Podobno, przez zrosty po ciążach sporo krwawiła. Ma usunięte w pionie dwa cycochy.
Odebraliśmy Jadzię wieczorem, wyszła o własnych siłach, jednak bardzo ciężko oddychała. Dowieźliśmy ją do domu i się zaczęło - biedna była na haju, nie wiedziała czy stać, czy siedzieć czy leżeć. Kołnierz plus ta ogromna rana na brzuchu. Masakra. Krew się sączyła z rany dość mocno, spałam przy niej w przedpokoju, bo musiałam czuwać. Dawałam jej w nocy zastrzyk przeciwbólowy, bo się zaczęła kręcić. Mimo wszystko prosiła o wyjście na dwór - Jacek ją nosił, co nie było łatwe... Baliśmy się ją "uszkodzić". W końcu zasnęła, ale co pół godziny się budziła, i znowu krew w całej chacie. Jakby DEXTERA u nas kręcili... Rano na 9:00 wizyta kontrolna - mimo sączącej się krwi, ładnie się zasklepiło, wszystko było ok. Dostała zastrzyki "na wynoś", przeciwzapalne i przeciwbolowe oraz leki przeciwkrwotoczne. Pani doktor nakazała kupić jeszcze aescin, rutinoscorbin, podpaski i hektolitry octeniseptu.
Musielismy tego dnia wyjechać oboje do roboty pod Szczecin, Ryśka w domu z moja przyjaciółką, a Jadzia zajęli się nasi Fundacyjni Znajomi. KAMILA I MICHAŁ (nick: kamilaimichal), bez mrugnięcia okiem pomogli nam przez sobotę i niedzielę. Mimo, ze wcale nie musieli, to okazali swoje wielkie serce dla Jadzki. Wykupili leki, nie chcieli od nas żadnych pieniędzy. Opiekowali się nią cudownie, co chwila dostawałam relacje i fotorelacje, jakbym zostawila córke na wakacjach
Kamila super poradziła sobie z zastrzykami, Michał oddał swoje stare bokserki, kiedy "kubraczek" się pobrudził. Dzielnie zmieniali opatrunki, podawali leki - w ogóle Oni Oboje są cudownie oddanymi ludźmi! Dziękujemy im z całego serca za pomoc! Poniżej usmiechnięte zdjęcie w kubraczku "z wakacji"
Dziś bylismy na kontroli u weterynarza, wszystko jest dobrze, musimy baaaardzo uważać na oczka(kołnierz), no i niestety na chodzenie po schodach (mamy ich kilka, bo to wysoki parter), więc Jacek jeszcze przez tydzień musi nosić tę Małą Księżniczkę.
Niestety rachunek w lecznicy nie jest mały, więc wzięłam sobie za cel zbajerowanie szefów Kliniki i będę z nimi rozmawiać w przyszły wtorek, albo o długi termin płatności, albo raty...
Relacja z Ryśką bez zmian. W piątek wieczorem i sobotę rano, Ryska jakby skumała, że Jadzka jest chora, ale wczoraj wieczorem i dziś od rana znowu atakuje. Jadzia nie moze nawet obok Niej przejść... Boi się... A bronic się nie moze, bo ma ten cholerny kolnierz.
Mimo wszystko, Jadzia jest uśmiechnieta, cieszy się jak nas widzi, siedzi z nami cały czas. Jest przytulasem, co zresztą Kamila i Michal zapewne potwierdzą
Dziekujemy za trzymanie kciuków, teraz tylko zbajerowanie lekarzy nam pozostało (mam nadzieję, że nie będzie to trudne, bo Jadzie w lecznicy wszyscy znają i darzą sympatią).
ściskamy Was z wariackiego domu!
Fantastyczna Czwórka
Powodzenia 
