Ostatnio na pełnych obrotach żyjemy (rok szkolny się skończył

) ,więc nawet nie mam kiedy do kompa usiąść, stąd moja mała aktywność.
Panicz we wtorek będzie miał kastrację.
Ogólnie u nas bez zmian. Miłość do dzieci i z powrotem trwa nadal
Jedyna zmiana taka, że Kawaler nam ogłuchł

Oczywiście nie dosłownie, ale uszy ma to takie wielkie, a zupełnie jak moje dzieci - nie słyszy jak do niego mówię

Wszystko muszę powtarzać trzy razy, zanim łaskawie posłucha. Na spacerach ok. Grzeczniutko kroczy, nie ma problemu. Tylko w domu fika

Testuje moją cierpliwość

No ale wiadomo, jak ma takie siostrzyczki, to się ma od kogo zachowań uczyć
Jako,że mamy wspólny korytarz z sąsiadami i tam drugie drzwi, zawsze przy naszym wyjściu z domu, chłopaki ochoczo wylatują, łudząc się,że i oni z nami idą. Zawsze na jedno słowo , sukcesywnie ich cofam. A może jednak cofałam. Bo Panicz obrał jakąś dziwną taktykę, która wywołuje u mnie ataki śmiechu. Wychodzi ci to taki z przyczajki i psim pędem, niczym rambo jakoś tak bokiem, przyklejony do ściany zapindala do końca korytarza, podskakując przy tym jak królik. Wołać to ja sobie go mogę do woli. Muszę za nim iść przez całą długość .Wtedy on dobiega do końca i staje na przeciwko mnie, pręży muskuły, patrzy z miną : "no wyskocz maleńka" i jak już jestem tuż przy nim, robi unik i najszybciej jak potrafi rozpędza się i wbiega do domu.

Kit wie, co kolega ma na myśli, ale robi tak za każdym razem. To taka nasza zabawa w " kecz mi if ju ken"

A byście widzieli jaki on wtedy rozentuzjazmowany jest i jaką ma głupawkę w oczach. Jak taki mały dzieciak.
No i mamy jeszcze mały sekrecik.

Tylko nic Panu nie mówcie, bo będzie godzinny wykład i milion pytań "a dlaczego...?"
Wczoraj była u mnie koleżanka z małą córką i chłopaki nie pozwalali jej nic zjeść. Co wzięła do ręki, zostało od razu wyrwane i zjedzone. A jako ,że u nas w domu mało drzwi, a od sypialni przesuwne, które sprytne Ryjce w 5 sekund łapą otwierają, to na czas naszego jedzenia ugościłam ich w łazience.
Żadnych odgłosów nie słyszałam, nawet drapania. Nic a nic. Cichutko siedzieli. Ale ten kto ma dzieci, ten wie, że cisza nie oznacza wcale nic dobrego. Tak było i tym razem. Może z 10 minut tam byli i co ?? ??
No drzwi od dołu całe zżarte

Nie wiem który taki pomysłowy?! Może współpracowali, może jeden drugiemu dawał znaki "Ej, nie rób, bo będzie gnój" ,a tamten to olewał?! Nie wiem, nie wnikam.
Najważniejsze było doprowadzić drzwi do porządku

Szkoda tylko,że są tak ciemne,że aż prawie czarne, a wyżarte drewienko,pięknego jasnego koloru. No ale z dziewczynami ogarnęłyśmy sprawę. Pisaki z piórnika starszej córki poszły w ruch. Czarny z brązowym wymieszałam, wycieniowałam, światłocieniem zadziałałam ( jestem wizażystką, więc "kolorować" to ja lubię

) i drzwi jako tako wyglądają. Tzn z daleka wyglądają. Ale to tak bardzo na dole, że nikt tam raczej nie spojrzy, choć znając moje szczęście to jutro akurat mężowi tam w okolice spadnie skarpeta czy inny grzebień.

No ale trudno, przyjmiemy to na klatę. Mamcia wybroni niczym najlepszy adwokat

No przecież każdemu się może zdarzyć nie ?
