Witamy!
Przepraszamy, że się nie odzywaliśmy dwa dni, jedyne co mam na usprawiedliwienie to "przedświąteczna magia szału wszelakiego". Cała sobota nam na krzątaniu zleciała... Wieczorem jednak coś Tola stała się osowiała i apatyczne, jednak nie traciła apetytu. Stwierdziliśmy, że pewnie dość ma asysty przy durnej ludzkiej robocie.
W niedzielę rano nadal niestety niezbyt była chętna na ruch i ciężko oddychała, więc my panikarze za telefon do naszych wetów i dalej w drogę z trzema psami w aucie, żeby się Tola nie stresowała. Trzęsła się z zimna, pomimo swetra.
W gabinecie trzęsła się po rozebraniu, że aż chodził cały stół. Okazało się, że ma obniżoną temperaturę ciała 37,5, powiększone węzły chłonne, ale osłuchowo nic na krtani, czy płucach nie ma. Dostała zastrzyki i polecenie leżenia z termoforem. Chyba jej się to podobało, w nocy spała na boczku, w łóżku, czasem ciężej oddychała.
Dziś rano już była z Pawłem u weta, już ma wyższą temperaturę, węzły jeszcze powiększone, ale nic się nie rozwija "na gorsze". Mogła się gdzieś przeziębić, chociaż nie wiem gdzie i kiedy.... Druga opcja, że to przez "krótkie podniebienie" ten oddech cięższy...
Dostaliśmy zastrzyki do domu "na wynos".
Jutro wet ja obejrzy i w środę też, bo będzie w Ustroniu, więc nie będziemy musieli jeździć, chociaż to żaden problem.
Wstawiam zdjęcia z Panem Hipkiem termoforem w cieplutkiej pościeli. Przepraszam, że w tle zdjęć widać prześcieradło zamiast kapy na sofie, ale ochrona być musi, a ta fotogeniczna się prała
