Biję się w piersi, bo faktycznie dawno nic u Bazyliszka nie pisałam. Mam nadzieję, że chociaż trochę tłumaczy mnie fakt, że regularnie wspominałam o nim w wątku Elfa, chciałam nawet poprosić administrację o połączenie wątków, ale wyszło, jak wyszło

, więc wracam tutaj.
Tak naprawdę, to u Bazyla jest trochę jak w polskich filmach-nuda, nic się nie dzieje. Nauczyliśmy się bardzo doceniać taką nudę

Od czasu ostatniego posta, chłopak dopracował trochę wskakiwanie na łóżka (co oznacza, że ma w domu jedno, na które wskakuje ze 100% skutecznością, ale nie bardzo umie zeskoczyć i drugie, na które udaje mu się dostać, jak coś akurat leży obok i może to wykorzystać jako schodek) i okazało się nagle, że potrafi przybijać "piątkę" (nie mylić z podawaniem łapy!), obie umiejętności opanował w sumie bez naszego udziału-my tylko je odkryliśmy... Zapoznał się też ze śniegiem-nie wiem, czy w poprzednim życiu w ogóle miał z nim kontakt, bo na naszym pierwszym "białym" spacerze był w takim szoku, że w ogóle się nie załatwił, mimo moich licznych próśb i sugestii. Na szczęście ogarnął temat, chociaż dalej ma do śniegu stosunek ambiwalentny-raz bawi się w pług, ryjąc w zaspach, innym razem na sam widok robi zrozpaczoną minę i próbuje wymusić jak najszybszy powrót do domu. Jakiś czas temu zmieniliśmy mu karmę na bezzbożową Brit Care Senior Salmon & Potato, która służy mu rewelacyjnie-sierść piękna, kupy jak trzeba, fałda i uszy czyściutkie, energii całkiem sporo (chociaż najchętniej dość oszczędnie ją wykorzystuje

), tylko właśnie zmniejszyliśmy mu porcje, bo za nic w świecie schudnąć nie chce... Zabraliśmy go z konieczności na jedną z Elfowych wizyt u weterynarza i jak usiadł na wadze, ucieszyliśmy się, że udało mu się zgubić chociaż pół kilo... Pani wetetynarz zerknęła i błyskawicznie ostudziła nasz entuzjazm-okazało się, że pieseł się oparł o ścianę, a po zmianie pozycji na prawidłową zrobiło się z powrotem 10 kilo, jak zawsze... Na tej samej wizycie zabłysnął również atakiem zazdrości o Elfowy opatrunek na wenflonie, po którym dostał własny opatrunek-z dumą nosił go przez dwa dni, a jak zsunął mu się z łapy, pilnował jak oka w głowie, dopóki któreś z rodziców nie przyszło i nie poprawiło... To wydarzenie dość dobrze pokazuje, jaki był z niego adopcyjny brat-przez ponad miesiąc pobytu Elfa u nas, ani razu nie wykazał choćby śladów agresji, dawał mu pić ze swojej miski, ale też nie wszedł z nim w żadną zażyłość (żaden z chłopaków nigdy nie położył się na legowisku drugiego i poza spacerami spędzali czas całkiem osobno), a o wszelkie przejawy uwagi (mimo, że miał zagwarantowany czas tylko dla siebie, i szczególne przywileje, jak branie na kolana, które w przypadku Elfa było technicznie średnio wykonalne

) był zazdrosny (bardzo ułatwiło mi to zakraplanie oczu-przedtem stawiał czynny opór, ale jak przyuważył, że zakraplam brata, ustawiał się w kolejce, żebym go czasem nie pominęła

Gorzej, że nie wiem, czy z zazdrości o Elfa i okazywaną mu uwagę, czy biorąc z niego przykład-bo Elfiś w końcówce życia nie kontrolował wypróżnień-zaczął nam się intensywnie załatwiać w domu i jeszcze jesteśmy na etapie dochodzenia z tym do ładu...) I szczerze mówiąc, nie zauważyłam, żeby bardzo przeżywał odejście Elfa czy żeby specjalnie go szukał-a na pierwszych spacerach znów odbywanych w składzie jeden na jeden wydawał się zachwycony faktem, że ma mnie znowu na wyłączność...
I to by było na tyle-poza tym, tak jak wcześniej, Bazyliszek spędza dnie głównie śpiąc i będąc mizianym (tutaj też mamy pewien postęp-albo przekonał się do naszej czteroletniej Drugorodnej, albo zrozumiał, że opór jest bezcelowy i pozwala jej na różne rzeczy-na przykład robienie "kurczaka", czyli wykładanie go na plecy i mizianie po brzuchu-bez protestów

), na Gwiazdkę dostał specjalny plecak-nosidło, który zamierzamy zabrać ze sobą na wakacje, żeby nie zamęczyć chłopaka przy dłuższych trasach pieszych (próbujemy go przyzwyczajać do siedzenia w środku, na razie się udaje, jeśli przekupimy go marchewką

), zdrowotnie nic mu nie dolega (i odpukać! oby jak najdłużej!), szykujemy się na łódzkie mopsio-buldożkowe Walentynki. Wrzucam kilka zdjęć-większość jest jeszcze z końcówki grudnia i samego początku stycznia, przepraszam, ale nie bardzo mam na razie serce do fotografowania... Życzcie nam, proszę, żeby taka nuda trwała w najlepsze. A ja postaram się opisywać ją bardziej regularnie!