Hej hej!
Przepraszam za milczenie - mieliśmy z Baronem wczoraj nie lada przygodę... W piąteczek wyjechaliśmy sobie ładnie na urodzinową imprezę do Swarzędza, a w niedzielę, kiedy już byliśmy prawie pod domem - zorientowaliśmy się, że klucze do domu zostały w Swarzędzu.
Z tego powodu odwołaliśmy spotkanie Barona Z Fajterem - o którym też już tutaj była mowa.
Póóóźniej okazało się, że klucze dojadą do nas nie za godzinkę, lecz za kilka godzin. Chcieliśmy iść więc z Baronem do sklepu... Wtedy okazało się, że oprócz kluczy brakuje mi też karty płatniczej. Zostaliśmy bez domu i bez kasy.

Dla Barona ogólnie frajda, bo było starsznie dużo spacerowania. Dla mnie mniej, bo oprócz zupełnie ludzkich problemów, w kość dał mi też Baron.
Jak już pisałam wcześniej - potrafi on zamienić się w tornado radości. Niestety, tym razem z powodu przygotowań do wyjścia na zabawę, ani ja ani inni ludzie nie mogli poświęcić Baronowi tak dużo uwagi, jakby chciał. (A chce jej o wiele więcej, kiedy otacza go więcej ludzi). Były spacery, było trochę zabawy, ale dla niego niestety za mało.
Kiedy spędza dnie tylko ze mną, jest o wiele spokojniejszy. Czas o wiele wyraźniej dzieli się nam na ten, kiedy ja pracuję a on odpoczywa i na ten, kiedy idziemy na spacer lub bawimy się w domu. Nauczyłam go robić "hop" i łapać w locie patyka - chyba wcześniej się nimi nie bawił, bo dopiero teraz sam zwraca na nie uwagę na spacerze.
Szybko przestało mu wystarczać samo skakanie i bieganie za patykami - teraz musi je rozszarpać na kawałki. To samo dotyczy innych zabawek... To, co dla Barona jest ogromną radością, dla człowieka może być problemem. Baron rozszarpuje pluszowe zabawki dosłownie w kilka minut. Kupiłam mu gryzak do przeciągania, taki ze sznurka - uwielbia go, często sam się nim bawi, a jeszcze częściej przychodzi z nim do mnie.
Psiak się bardzo szybko rozkręca w zabawie i widać, że potrzebuje coraz więcej wrażeń, żeby poczuć satysfakcję. Jego piłki, z którymi do mnie przyjechał, szybko go nudziły, widziałam, że był trochę sfrustrowany. Niestety, wraz z tym, jak pokazywałam mu nowe sposoby zabawy - zaczęłam w nim uwalniać destrukcyjne zapędy, w których Baron się rozsmakował.
Inaczej też zaczął się zachowywać na spacerach, ten mały diabełek jest bardzo bystry.

Przez pierwsze dni potrafił skupiać na mnie swoją uwagę i ładnie wykonywać polecenia, zrobiliśmy nawet postępy w chodzeniu powoli przy nodze. Teraz natomiast na dworze jest zupełnie głuchy na swoje imię. Słucha tylko tego, co chce słyszeć - czyli "chodź tutaj" i innych sygnałów zmiany kierunku.
Zapiera się, kiedy widzi, że idziemy z powrotem do domu (jak pisałam - potrzebuje coraz więcej ruchu i zabawy, żeby się wyładować). Zaczął polować na jedzenie, które jacyś "dobroduszni" ludzie wyrzucają pod bloki. Wcześniej ładnie słuchał jak mówiłam "zostaw", a teraz na tę komendę tym bardziej łapczywie się rzuca na swoją zdobycz... Szybko nauczył się, że wyjmuję mu znalezione rzeczy z pyska. Teraz więc połyka w całości a potem wymiotuje - z tego już faktycznie na ogół coś uda mu się zachować, bo jednak w wymiociny tak szybko rąk nie wkładam...
Psiak w ciągu ostatnich kilku dni przeszedł metamorfozę. Nie byłam dla niego wcześniej stanowcza ani surowa, bo zwyczajnie nie robił niczego, czym zasługiwałby na jakąkolwiek karę. Uczyłam się go - tak, by móc wydawać mu polecenia w sposób, który do niego docierał (czyli przebijał się do jego świadomości przez masę innych bodźców, na które Baron zwraca uwagę). Stawiałam raczej na edukację niż na stosowanie kar. Robił postępy więc zbierał nagrody. Widać jednak wyraźnie, że potraktował moją postawę jako uległą i teraz próbuje mi wejść na głowę. Niestety - z racji samej masy i ataków głuchoty, nader często mu się to udaje.
Baron nie reaguje na podniesiony głos ani nawet na krzyk. Niestety, nie reaguje nawet na zupełnie szczerą złość, która pojawiła się u mnie, kiedy podczas wyjazdu nie dawał się uspokoić i był najzwyczajniej w świecie niegrzeczny, najprawdopodobniej z racji intelektu zdając sobie sprawę z tego, że zachowuje się źle.
Baron ma manię na punkcie kocyków i pościeli. Kiedy jest ze mną sam, szybko reaguje na mój nieprzychylny ton głosu i się uspokaja. Co ciekawe - lepiej działa jakieś niestandardowe zwrócenie uwagi typu "oj, nie spodziewałam się, że mnie teraz tak nieładnie zaskoczysz" niż wypowiadanie standardowych komend "zostaw" "oddaj". Wtedy reaguje na ton głosu. Komendy rozumie i ignoruje, robi na przekór, staje się jeszcze bardziej dziki...

Kiedy dorwie kocyk mając większą publiczność, bardzo trudno jest go okiełznać. Wtedy jakiekolwiek mówienie do niego tylko go nakręca. Próby nie zwracania na niego uwagi - również motywują go do tym większego wysiłku, żeby jednak ją na siebie zwrócić. Kocyk trzeba po prostu zabrać siłą, w takiej sytuacji Baron również zdaje się nie dostrzegać negatywnej atmosfery i złości i tym radośniej i bardziej zapalczywie rzuca się na koc...
Mimo wszystko najlepiej na niego działa "obrażanie się". Nie zwracanie na niego uwagi po tym jak coś przeskrobie. Ale wtedy trzeba się liczyć z tym, że pies będzie szalał jeszcze dobre 15 minut zanim w końcu się podda. Trudno obserwować, jak zwierzak usiłuje rwać na kawałki i gwałcić pościel... Najłatwiej stosować tą metodę kiedy np. wraca się do domu i zastaje już dokonane zniszczenia. Wtedy jakoś nie trzeba nic mówić, a Baron wie, że zrobił źle...
Nie gryzie butów, nie uszkodził do tej pory mebli. Kocyki, poduszki, ewentualnie szaliki lub ciuchy, w których wychodzi się z nim na spacer - to jego ulubione cele. Próbuje je rozrywać i gwałcić - radość i ekscytacja coraz częściej mieszają się u niego z odruchami seksualnymi.
Podejrzewam, że poprzednia właścicielka mogła "spalić" imię Barona i podstawowe komendy nadużywając ich, jednak bez egzekwowania pożądanego efektu. Baron owszem, za nagrody zrobi wiele, ale jeśli nie masz nagrody - nie licz na posłuszeństwo. Poobserwował mnie sobie skubany i wie dobrze, że tak naprawdę to nic mu nie zrobię, więc może mnie olać. To zmusza mnie czasem do używania siły - np. do odciągania go od znalezionych na dworze "smakołyków".
Baron na spacerach jest bardzo podekscytowany WSZYSTKIM (liść leży, śmieć szeleści, idzie człowiek, ptak chodzi po ziemi, tu jest słupek, tam ogrodzenie - wszystko go pochłania). Od kiedy zorientował się, że może mi wejść na głowę, nie mam żadnego środka, żeby we właściwy sposób zwrócić na siebie jego uwagę. Nie słucha mnie, nie patrzy na mnie.
Z początku nauka chodzenia na smyczy wyglądała u nas tak, że kiedy nie słuchał poleceń głosowych, zatrzymywałam się i czekałam, aż na mnie spojrzy. Potem ponownie dawałam komendę, a on jej faktycznie słuchał. Starałam się nie nadużywać wypowiadania jego imienia i poleceń, kiedy nie zwracał na nie uwagi. Teraz pies konsekwentnie na mnie nie patrzy i nie słucha poleceń, choć słyszy i dociera do niego co mówię (wyłapuje OD RAZU polecenia zmiany kierunku). W pierwszych dniach był BARDZO kontaktowy - teraz zdecydowanie woli być pochłonięty swoimi psimi sprawami i mieć mnie gdzieś.
Jestem przekonana, że Baron potrzebuje opiekuna, który będzie umiał "zarządzać" jego energią. Tzn. rozładowywać ją z psem w odpowiedni sposób lub stwarzać mu do tego odpowiednie warunki, po to, żeby później w ogóle móc od psa oczekiwać skupienia i zrównoważenia. Baron z pewnością potrzebuje treningu, myślę, że może być dla niego dobre towarzystwo innego psa. Trzeba tylko uważać, żeby pieskie życie towarzyskie nie pochłonęło do zbyt mocno - ten pies musi być nauczony posłuszeństwa wobec człowieka.
Musi, ponieważ choruje i może sobie zrobić bardzo poważną krzywdę zjadając co popadnie. Musi, ponieważ nieupilnowany może wpaść pod samochód - nie boi się samochodów i nie zwraca uwagi na to, że jeżdżą w pobliżu. Jeśli zainteresuje go nagle krzak po drugiej stronie ulicy to od razu zerwie się żeby jak w amoku do niego pobiec. Trzeba mieć go na oku.
Niestety, mam za miękkie serce i za słabe ręce, żeby sprostać temu zadaniu. Było super, wpadłam w szczery zachwyt i naprawdę się w Baronie zakochałam, ale nie dam rady zapewnić mu takich warunków, jakie są potrzebne dla jego temperamentu. To jest pies, który musi się wyszaleć, bez tego będzie sfrustrowany i tym trudniej będzie go okiełznać.
Stąd też moja decyzja - Baron ze mną na stałe nie zostanie. On potrzebuje domu, w którym będzie miał swoje określone miejsce i w którym będzie też mógł się wybawić. Doświadczeni opiekunowie, inny pies i ogród - to będzie dla Barona raj

.