Witam,
Przepraszamy za tak długą nieobecność spowodowaną moimi problemami zdrowotnymi. Najpierw walczyliśmy z zapaleniem pęcherza, później ze wrzodem na rogówce a teraz jestem po operacji i nie mieliśmy do tego głowy.
2 tygodnie temu rozbolał mnie strasznie brzuch i matka znając mnie i wiedząc że jestem megaaa łakomczuchem myślała że coś za dużo pofutrowałam na urodzinach ojca ( wiecie jak jest gości nie da się upilnować wszystkich ) ale niestety nie był to efekt przeżarcia. Jedno USG, drugie USG i jednoznacznie wet powiedział guz przy jelitach najprawdopodobniej. Trzeba otwierać, bo przecież jeszcze miesiąc temu podczas USG nic nie było. A więc po namyśle matka z ojcem zabrali mnie na echo serca żeby jeszcze sprawdzić serduszko ( mam zdrowiutkie ) i podjęli jedną z najtrudniejszych dla nich decyzję : idę pod nóż

i tak oto w czwartek mnie z operowali , usuwając wielkiego guza ( na szczęście udało się w całości ). Mam jednak niewielkie zmiany na wątrobie liczymy na to że nie ma to związku z guziorem

zrobiliśmy wcześniej jeszcze RTG i na płuckach też nie ma zmian. Wysłaliśmy guziora wraz z próbką z węzła chłonnego na badania histopatologiczne i czekamy. Teraz codziennie lub dwa razy dziennie jeździmy do weta a to na kontrole a to na zastrzyk a dzisiaj musieli mi niestety podać sterydy bo strasznie charczę po narkozie i nie śpimy już z matką 4 noce

robimy inhalację i nawet kroplówkę w domu umiemy zrobić, a matka to już nawet zastrzyków musiała się nauczyć żeby mi wczoraj podać bo tabletek nie mogę. Teraz czekamy i trzymajcie za mnie kciuki, bo matka z ojcem powiedzieli, że walczymy do końca nasza Pstrusiu Kochana. P.S. Jedyny plus to to że nie muszę jeść suchej karmy a matka sama mi robi pyszne domowe ,,gerbery" z perliczki i indyka
